poniedziałek, 24 marca 2008

Muzyka w bibliotekach

Reakcją na postępowanie użytkowników różnorakich sieci p2p są pozwy kierowane w ich stronę przez organizacje czuwające nad prawami producentów muzycznych i filmowych. Zdarzają się również (praktykowane w naszym kraju) poranne najścia na mieszkania piratów i konfiskata sprzętu pomocnego w popełnianiu kradzieży własności intelektualnej. Złodziejstwo uprawiane jest najczęściej na oprogramowaniu komputerowym, plikach muzycznych i filmowych, zagrożone są również książki elektroniczne i audiobooki. Piraci komputerowi jawić się poczynają jako jedno z głównych zagrożeń przemysłu filmowego i fonograficznego. Straty jakich doświadcza tenże przemysł wydawać się mogą bardzo dotkliwe, skoro w Stanach Zjednoczonych trwał (trwa?) proces w sprawie pewnego bezwzględnego pirata. Adwokaci strony poszkodowanej doszli do wniosku, że należy spróbować doprowadzić do sytuacji, w której samo tworzenie plików mp3 z legalnie zakupionej płyty będzie czynnością podlegającą pod odpowiednie paragrafy.

Jeśli jednak w krajach o wyżej rozwiniętej kulturze konsumpcyjnej panuje dość duża dbałość o funkcjonowanie i rozwój bibliotek, w których materiały audiowizualne traktowane są z atencją równą książce, tak w Polsce jedynie kilkanaście bibliotek publicznych gromadzi na dużą skalę filmy i muzykę, zaś kilka spośród nich wypożycza je na zewnątrz. Budzi to zastanowienie, które wzmaga się, gdy porównamy zarobki w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie z oferowanymi przeciętnemu obywatelowi Polski i policzymy ile płyt z muzyką może kupić za dzienne wynagrodzenie pan Kowalski, a ile Mr. Smith?

Zadziwiać może również brak aktywności placówek utrzymywanych z podatków na polu dygitalizacji polskiej muzyki poważnej, czy ludowej i co za tym idzie jej nieudostępnianie na stronach bibliotek polskich. Jeden z niewielu wyjątków, czyli Biblioteka Narodowa zdygitalizowała wprawdzie swoje wałki fonograficzne i dygitalizuje płyty nagrane metodą akustyczną, ale aby usłyszeć arie śpiewane przez Adama Didura czy Jana Kiepurę albo muzykę ludową nagraną przez etnografów podczas badań terenowych, meloman zmuszony jest sięgnąć do kieszeni, wybrać się do biblioteki osobiście, albo spróbować szczęścia na "youtubie", czy w ostateczności sprawdzić w sieci p2p.

Na zakończenie warto chyba zadać pytanie czy muzyka Indian północnoamerykańskich jest lepsza od muzyki polskich górali? Sprawdźmy zatem strony Biblioteki Kongresu i strony Biblioteki Narodowej i porównajmy ich zawartość.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zdaje się, że głównie sprawa i tak rozbija się o pieniądze, a także o pojęcie ważności gromadzenia i udostępniania chociażby takich zbiorów.
Czy w Polsce jest jakiś program o tym mówiący? Czy jest jakieś lobby walczące o to?